Strona główna / Realizacje / Od deski do deski, a potem do .de

Pokaz iluzji w showroomie marki Kronospan

Data: 27.08.2023, 15:04
Udostępnij:

Gdy okazało się, że będę występował podczas rodzinnej imprezy firmowej w Szczecinku, dla jednego z największych polskich producentów płyt meblowych i blatów, pomyślałem sobie – ok. Gdy okazało się, że mój pokaz iluzji odbędzie się w showroomie firmy, pomyślałem sobie – super, będzie świetny klimat. Wyobrażałem sobie wielkie arkusze płyt, stoiska z próbkami, jakieś wizualizacje i aranżacje. Ale tego, co zobaczyłem na miejscu, w życiu bym się nie spodziewał…

Wie Pan co, my mamy swoją scenę

Takimi słowami uraczył mnie klient, który dla swojej firmy, Kronospan Polska, organizował rodzinną imprezę firmową. Familijne pokazy iluzji to jedne z moich okoliczności – jest pełna kultura, występuję w dzień i wieczór mam wolny na kolejne zlecenie, jest też dużo popcornu bez limitu więc człowiek zawsze zje ten zdrowy obiad… Wracając do tematu – kwestia sceny nie wzięła się znikąd. Gdy usłyszałem, że mam zrealizować 2 pokazy iluzji, dla grup powyżej 150 osób, zasugerowałem klientowi organizację sceny lub chociaż podestów.

Pokaz zaprezentowany na pewnej wysokości jest dużo lepiej widoczny dla osób stojących dalej. Zwłaszcza, jeśli wśród nich są najmłodsi widzowie, którzy choć są wielcy sercem, to wzrostem nie mogą się jeszcze pochwalić. A oni przecież nie odpuszczą pokazu iluzjonisty! Klient bardzo szybko zripostował, że w siedzibie mają swoją scenę z nagłośnieniem. Zdarzało mi się już wcześniej słyszeć takie informacje i w 99% był to po prostu kawałek nieco wyżej podniesionej podłogi, nad którą w suficie umieszczone były głośniki. Tego typu „sceny” wystarczą do okolicznościowych przemówień kierownika zespołu, jednak na potrzeby pełnowymiarowego show iluzjonistycznego to niestety trochę za mało.

Jakież było moje zdziwienie, gdy dotarłem na miejsce. Showroom firmy Kronospan Polska okazał się ogromną halą, fantastycznie zaaranżowaną i wypełnioną po brzegi oryginalnie wyeksponowanymi produktami firmy. Wzdłuż ścian ciągnęły się feerie barwnych płyt meblowych, a środek hali wypełniały aranżacje całych mieszkań, umeblowanych z wykorzystaniem płyt Kronospan. Gdybym urządzał sobie mieszkanie, miałbym z czego wybierać. Moje oczy przyciągnął jednak widok sceny, choć powinienem raczej użyć słowa – estrady.

To oczywiście lekka przesada, ale naprawdę nie spodziewałem się zobaczyć w siedzibie firmy profesjonalnej sceny o powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Taka przestrzeń to marzenie dla każdego artysty. Mi jako iluzjoniście taka dostępność miejsca daje ogromne pole do popisu, mogę zaprezentować wiele unikalnych gagów scenicznych i zabawnie ograć współpracę z każdym widzem, zaproszonym na scenę. Z walizek powyciągałem więc największe i najbardziej spektakularne efekty. Stworzyłem też aranżację świetlną, ponieważ uwielbiam dekorować swoje pokazy iluzji oświetleniem efektowym, Jak szaleć, to szaleć.

Oba występy wspominam wspaniale! Widzowie zaproszeni na pokaz iluzjonisty szybko zajmowali krzesła ustawione pod sceną. Bawili się iluzją, a ja wspólnie z nimi przeżywałem ich emocje, wybuchy śmiechu i okrzyki zdumienia. Dzięki spektakularnej grze świateł widzowie mogli poczuć się jak w teatrze, a ja mogłem pokazać pełne spektrum mojego repertuaru. Z 45 minutowych pokazów zrobiły się niemal 60 minutowe widowiska. Nie byłoby to możliwe, gdyby firma nie postawiła w siedzibie tak wielkiej i widowiskowej sceny, służącej im podczas konferencji i firmowych prezentacji. Taki pomysł to strzał w dziesiątkę i oby każda firma wpadła na podobny!

Kierunek – Berlin!

Świetnie się złożyło, naprawdę znakomicie. Tego samego dnia, w którym miałem przyjemność oczarować od deski do deski wszystkich, którzy przyszli na moje pokazy iluzji, sam miałem zamiar stać się widzem. I dać się zaskoczyć, zachwycić i rozbawić. W Berlinie występował wtedy jeden z najbardziej rozpoznawalnych iluzjonistów na świecie, Hans Klok. Ten holenderski iluzjonista znany jest z tego, że nie dostał jeszcze nigdy zawału serca, choć powinien go mieć po każdym swoim pokazie…

Dlaczego? Otóż wykonuje swoje występy w szaleńczym tempie, nie zwalniając nawet na chwilę. Nie marnuje ani jednej sekundy czasu na scenie, zasuwa z prędkością światła. Gdy tnie asystentkę, to wbija w nią 10 blach w 10 sekund. Gdy zgniata asystentki płonącymi prętami, to zanim człowiek zdąży się zachwycić efektem, Hans odpoczywa już po pokazie w swojej garderobie. Ale ok – na poważnie. Pan Klok jest mistrzem precyzji, dynamiki i sprawności w wykonywaniu tak zwanych dużych iluzji. Rzeczywiście tnie, przebija, miażdży, rozciąga, znika i pojawia swoje biedne asystentki z niebywałą prędkością i dokładnością. Złośliwi twierdzą nawet, że to one wykonują całą robotę, a on jedynie szczerzy się w finalnym uśmiechu. Ja myślę, że to nieprawda. Fenomen ich występów polega na doskonałej współpracy i zgraniu. Stanowią profesjonalny zespół artystów znających się znakomicie na swojej pracy. Jej efekt jest oszałamiający dla „zwykłych” widzów. A co ze mną?

Jako iluzjonista nieco inaczej oglądam pokazy innych magików. Siedząc koło mnie, zdziwił(a)byś się moimi westchnieniami i uśmiechami pełnymi podziwu, które odbywają się 10 sekund przed resztą widowni. Biorą się z tego, że ja już wiem co się stało i co się zaraz stanie i zachwycam się jakością wykonania tego, co niezbędne, by za 10 sekund reszta sali wydała okrzyk zdumienia. Jedną z zasad iluzji jest to, że iluzjonista zawsze jest o kilka kroków przed widzem. Dzięki temu jest w stanie go zaskoczyć, nie będąc przyłapanym na jakiś podejrzanym ruchu. Oczywiście pod warunkiem, że jest wystarczająco sprawny i doświadczony.

Z drugiej strony, okrutnym losem iluzjonisty jest bycie często pozbawionym możliwości zachwycania się niemożliwym, co jest kwintesencją sztuki iluzji i jej „smakiem”. Zdumienie, niedowierzanie, szok i zachwyt, które wzbudzam u swoich widzów, dla mnie są prawie niedostępne. Dzieje się tak dlatego, że znam już mnóstwo technik, rekwizytów i sztuczek, które stosują iluzjoniści na całym świecie. Nie jestem więc nimi zaskoczony. Podziwiam „czystość” wykonania, jakość użytego rekwizytu lub techniki, ale nie odczuwam tajemnicy. Jest to trudne, bo coraz rzadziej doświadczam tego, co początkowo mnie urzekło w iluzji. Tego, co sprawiło, że ta forma sztuki pochłonęła mnie bez reszty. Muszę więc uczciwie przyznać, że w przypadku pokazu Hansa Kloka raptem 1 efekt, i to na chwilę, był dla mnie zagwozdką. Trochę mało, ale zawsze coś.

W związku z powyższym skupiałem się na wykorzystaniu muzyki, grze świateł i przebiegu animacji, wyświetlanych na wielkim ekranie LEDowym za placami artysty. Wszystkie te narzędzia ubarwiają pokaz iluzji i zwiększają wrażenia artystyczne i estetyczne w oczach widzów. Gdy tylko mam taką możliwość, zawsze z nich korzystam. Zamiast szukać sekretów, uważnie obserwowałem styl i sposób prezentacji efektów iluzjonistycznych w wykonaniu Hansa. Moją uwagę zwrócił minimalizm, co było dość niespodziewane u kogoś, kto od lat oczarowuje Las Vegas przepychem i skalą swojego show. Minimalna ilość słów, minimalna ilość ekipy technicznej na scenie, brak niepotrzebnych ruchów i dodatków w każdym z trików. Słowem – czysta magia!

Choć za Hansem Klokiem rzeczywiście trudno jest nadążyć, to mi chyba się udało. I to w kontekście całego dnia, który zaczął się już o świcie. Kilkaset kilometrów, 2 pokazy iluzji na pięknej scenie w pięknym showroomie, kolejne kilkaset kilometrów, 2 godziny pokazu na jeszcze piękniejszej scenie (Tempodrom Berlin), potem kolejne kilometry powrotne do Polski. Na szczęście na popcorn też się załapałem…

Zapraszam do kontaktu

Iluzjonista Tomasz Jusza